Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/praesidium.ten-radio.wroclaw.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/tymek10/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/tymek10/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/tymek10/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/tymek10/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/tymek10/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/tymek10/ftp/paka.php on line 17
ty pokręcony sukinsynu.

nabrał pełną garść sosnowych igieł i piachu. Rainie odwróciła głowę. Zamknęła oczy, ale nie

że coś robi. Człowiek, który zrujnował jej życie, był w tej wsi, za
- Nigdy
dalej robić. Czy trzymać się Poszukiwaczy, czy może zostać
Cokolwiek...?
rodziny najczęściej nie miały pojęcia, że adoptują porwane dzieci, że
Właściciel samolotu sam zorientowałby się, że jego maszyna
Poza tym musimy jeszcze coś zjeść przed powrotem.
mężczyzny. W tym, że nosił broń, nie było nic nadzwyczajnego,
nich miało jakąś wartość.
Nowej pani Boone? Milla roześmiała się cicho. Zona Davida
gładko ogolonego. Miał na sobie swój zwykły ubiór: koszulkę, dżinsy
charakterystyczny dla siebie, denerwujący sposób. Czekanie
Potrząsnęła głową, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa. Nie
- Och, to tylko płytkie zacięcie - Milla przelotnie rzuciła okiem

Nagle usłyszała jakiś dźwięk. Ciche szuranie ciągniętego po podłodze metalowego

an43
322
nią kolana, ale ojciec postawił ją na nogi. - Nie bij mnie! Znowu dostała pasem. Poczuła potworny ból. - Tatusiu, nie! - Szlochała i błagała, ale nie chciał jej puścić. - Nareszcie oberwiesz! Podniósł prawą rękę, ale zamarła w powietrzu, bo otworzyły się szklane drzwi. Jego dłoń głucho uderzyła o ścianę. Do domu wpadła Lily z wiadrem fasoli z ogrodu w jednej ręce i nożem rzeźniczym w drugiej. Była wściekła. Ciemne oczy błyszczały ze złości. - Puść ją. - Lily ledwie poruszyła wargami. Nozdrza drżały jej od tłumionej furii. Isaac prychnął. - Nie będziesz mi grozić, Indianko. - Puść ją. - Lily zacisnęła usta. Wpatrywała się w niego z taką nienawiścią, że Sunny była przerażona zachowaniem obojga rodziców, chociaż to ojciec cały czas trzymał ją tak mocno, że ledwie mogła oddychać. - Ona mnie nie słucha. Uczę ją posłuszeństwa. - A ja cię tak nauczę, że już nigdy nie zrobisz jej krzywdy. Roześmiał się, ale nieco rozluźnił uścisk. Sunny odwróciła się. Mogła swobodnie poruszać nogami. Wywinęła się ojcu z rąk, ale poślizgnęła się i upadła twarzą na lepką podłogę. Isaac wyładował złość na żonie. - Zapłacisz mi za to, Indianko. - To, jak mnie traktujesz nie ma nic wspólnego z nią. - Wiadro wyślizgnęło się Lily z rąk. Długa błękitna fasola rozsypała się po brudnej podłodze. Ciemne palce matki ściskały nóż. - Zabiję cię. - Usta ojca wykrzywiły się w złowieszczym uśmiechu. - I co ona wtedy zrobi, co? - Wskazał kciukiem na córkę. - Będzie musiała zająć się tym, co ty, prawda? Odwalać brudną robotę. Ja się ożenię z miłą białą kobietą. Młodą, która będzie robić to, co jej każę i urodzi mi synów, a twój dzieciak będzie naszym małym niewolnikiem. Lily chwyciła nóż obiema rękami, zaciskając długie palce na kościanej rękojeści. Patrzyła na niego zimnym wzrokiem. Zaczęła powtarzać indiańskie słowa, których Sunny nie rozumiała. Z twarzy Isaaka zniknął głupkowaty uśmiech. Cofnął się o krok i upuścił pasek. Sprzączka uderzyła o podłogę. Dziwna litania trwała. Sunny wyciągnęła rękę i podniosła wstrętny stary pasek. - Nie rzucaj na mnie swoich indiańskich przekleństw - wymamrotał Isaac, odsuwając się od żony. Potknął się o krzesło. Słowa płynęły dalej. Były ciche i łagodne. Toczyły się jak głaz ze wzgórza. - Na miłość boską! Kobieto, co ty mi robisz? Isaakiem szarpnęło do tyłu, jakby pchnęła go niewidzialna siła. Zachwiał się na nogach. Jęknął przeraźliwie i złapał się za klatkę piersiową. - O Boże - wyszeptał. - Słodki Jezu, ona zwariowała. Ratuj mnie. - Kolana ugięły się pod nim i upadł na zalaną mlekiem podłogę. Miał siną twarz. Trzymał się za serce. - Zadzwoń po pogotowie! - wystękał, ale Lily, nie przerywając litanii, cofnęła się o krok. Bosymi stopami rozdeptała fasolę. Trzymała w górze nóż i zawodziła rytmicznie. - Sunny, pomóż mi! - krzyknął Isaac. - Cholera, pomóż mi! Nie mogła tak stać i patrzeć jak ojciec umiera. Podbiegła do telefonu i wykręciła numer. - Mój tatuś umiera - krzyknęła do słuchawki. - Proszę! Pomóżcie nam! - szlochała tak, że ledwie można było ją zrozumieć. - Mój tatuś umiera! Lily nie zrobiła nic, żeby ją powstrzymać, ale też nie pomogła jej. Przyglądała się walczącemu o życie mężowi. - Przeklęłaś mnie! Gdy przyjechała czerwona karetka na sygnale z ochotnikami ze straży pożarnej, Isaac już nie żył. Reanimacja nic nie pomogła. - Miał słabe serce - powiedziała spokojnie Lily, nawet nie udając żalu. Mocno przytulała Sunny. - Ale dzisiaj bardzo się zdenerwował. Stracił krowę i cielaka. Wrócił do domu i wściekł się na Sunny, bo rozlała mleko. Byłam w ogrodzie i zbierałam fasolę, kiedy dostał ataku. Zadzwoniłyśmy natychmiast po pogotowie. Nie dało się go uratować. - Tak było? - spytał Sunny wysoki, szczupły mężczyzna, który palił papierosa. Zapłakana dziewczynka pokiwała głową, choć wiedziała, że to kłamstwo. Myślała, że za karę padnie trupem albo Bóg uczyni ją niemową. Skłamała, bo inaczej matka poszłaby do więzienia, a ona zostałaby sama. Lily nie zmieniła swojej wersji. Trzy dni później Isaac Roshak został pochowany w grobowcu rodzinnym. Sunny nigdy nie zapomniała, Jaką moc miała jej matka. Od tego czasu z szacunkiem traktowała fiolki z proszkiem w szafce matki, swoje wizje i indiańsko-cygańskie pochodzenie. Nie miała wątpliwości, że to matka zabiła ojca. Tak, jakby wbiła magiczny nóż w jego serce.

an43

– Cóż, przy odpowiedniej charakteryzacji... Do diabła, wszystko jest możliwe. – Luke
Adwokat westchnął. Było dla niego jasne, że ani Shep, ani Sandy nie potrafią pogodzić
na różnych przewinieniach, więc teraz nie miała już cienia cierpliwości. Namierzyła chłopaka

sucho wchodzenie mu w drogę. I że będą mogli bez przeszkód

– Wybacz, wybacz, poratuj – mamrotała biedna pani Lisicyna, obwiniając się przed
materiały do teczki Charliego i po skończeniu papierkowej roboty wróciła do centrum
Z biegiem lat zdała sobie sprawę, że w żaden sposób nie potrafi zrozumieć związku